niedziela, 11 listopada 2012

dwadzieścia sześć.

dziś na warsztat wezmę polskiego - tak warto podkreślić, że mamy do czynienia z edycją z Polski - MASTERCHEFA. nie chcę być wulgarna, ale... co to do cholery ma być? oglądałam edycje amerykańskie i jedną brytyjską i zakładam, że w każdym innym kraju są podobne, ale oczywiście nie u nas.
zacznijmy od jury. pani Gessler, pan Moran i jakaś podrzędna kuchareczka z DzieńDobry TVN ach tak, pani Szarmach.
-Magdę Gessler znają wszyscy w kraju, zwłaszcza dzięki popularnemu programowi Kuchenne Rewolucje. był to pewniak jeśli chodzi o jurora, ale niestety nie sprawdził się. sztuczność, wyuczone kwestie, chce być jakaś, ale jest nijaka.
-pani Anna Szarmach. byłam chyba jedną z niewielu osób, która w ogóle kojarzyła twarz tej jurorki z racji, że zdarza mi się często oglądać dzieńdobry tvn. ale czy fakt, że jakaś pani pokazuje mi o godzinie 9 rano jak przygotować pieczeń wołową, krewetki w winie czy szarlotkę z dodatkiem gruszek, czyni ją osobą odpowiednią do stanowiska jurora masterchefa? równie dobrze tym jurorem mógłby zostac każdy, kto gotuje coś większego niż jajecznica czy kanapki z szynką. podobno skończyła szkołę gastronomiczną w Paryżu. ciekawe czy tam ją nauczyli, że przed każdym kęsem potrawy na widelu, trzeba wsadzić tam nos i mieć minę pt: 'jeju, zaraz będę musiała ocenić potrawę a ja się tak bardzo nie znam!'
-pan Michel Moran. i tu moje miłe zaskoczenie. człowiek, który na kuchni się zna, czasem skrytykuje, czasem pochwali, nie jest sztuczny (przynajmniej ja tego nie widzę), nie chce być gwiazdą programu, tylko daje rozwinąć się uczestnikom. i oczywiście jego niezwykła nieumiejętność odmiany końcówek w języku polskim dodają mu tylko uroku - słynne już 'oddasz fartucha!' czy moje ukochane 'w tym bigos nie ma wieprzowina!'.

konkurencje? no cóż, niczym się nie różnią od wersji zza Oceanu. może poza tym gdy "bohater był jajko" zamiast naprawdę ciekawych dań, dostałam naleśniki (wtf?) czy jajecznicę - oczywiście osoba, która ją przyrządziła fartuch dostała. więcej czasu poświęcamy na emocje uczestników i ich życiowe opowieści niż gotowanie, ale to nie pierwszy raz polski odpowiednik jakiegoś programu zapomina o najważniejszym.
myślałam, że wizyta Joe Bastianicha coś zmieni, oj jaki był mój zawód. zastanawiam się czy zapłacili mu, żeby się nie wściekał czy w USA płacą mu, żeby się wściekał. ale błagam, 4 na 7 uczestników podczas kuchnia włoska: danie z makaronem daje makaron z paczki? to jest naprawdę nie do pomyślenia. to już u mnie w domu, jada się głównie świeży makaron, a co dopiero na poziomie jaki powinien być masterchef?


mimo wszystko czekam na dalsze odcinki i rywalizację. osobiście upatrzyłam sobie Basię i Janka. reszta powinna odpaść w przedbiegach (chociaż taki Idir odpadł zdecydowanie za szybko).
dziś o 20 kolejny odcinek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz