środa, 9 lutego 2011

czternaście.

trochę było przerwy. cóż. dziś problem powszechny. ludzie-którzy-nic-nie-umieją-ale-dostaja-5. powiedzmy, ze czasem to jest możliwe. okay, rzadko. jednak, dlaczego ludzie mają tendencję do mówienia przed testem/egzaminem/sprawdzianem, że nic nie umieją skoro i tak wszyscy wiemy, że uczyli sie 5 dni i 5 nocy? to jest strasznie wkurzające. chociaż na studiach poznałam lepszy typ.
5 minut przed testem - 'ojojojoj. nic nie umiem. stresuje sie. nie uczylem/-am sie.'
5 minut po tescie - 'ale przyjebał pytania. beznadzieja. nie zaliczę tego. poszło mi chujowo'
5 minut po otrzymaniu wyników - 'fuck yeah. dostałem/-em 5.'
próbujecie się w ten sposób dowartościować? czy wtedy ta fantastyczna ocena ma inny wydzwiek? a wiecie jak wkurzacie osoby obok? albo te które nie zaliczyly? a może mówicie tak na wszelki wypadek, gdybyscie dostali ocene negatywna, zeby usprawiedliwic pozniej siebie? niestety w tych czasach powiedzenie NIC NIE UMIEM nie oznacza tego co powinno. to jest przykre.