środa, 22 września 2010

jedenaście.

znów pojawi się wątek pracowników sklepu. tym razem chodzi o drogie panie ekspedientki w tzw. sieciówkach. konkretnie chodzi mi o markę wywodzącą się z Hiszpanii, na Z. nie chce jednak wymienić tej nazwy, bo jeszcze mogłoby to się źle skończyć. zadam, więc pytanie: czy to, że nie mam na sobie żadnej rzeczy z Waszego sklepu oznacza, że nie mogę do niego wejść i się rozejrzeć za płaszczem? ba. to nie był zresztą mój cel, weszłam towarzysko z moją mamą, bo zdecydowanie to bardziej jej klimaty niż moje. jednak, żeby się nie nudzić postanowiłam znaleźć płaszcz. chodzę, rozglądam się i czuję ten wzrok na sobie. nie, to nie moje urojenie. piękna pani, w odpowiednio skrojonej marynarce (czarnej), spodniach (również czarnych, w końcu to sklep z klasą!) przestaje porządkować swetry, aby mi się przypatrzeć, a na twarzy ma wypisane 'idź stąd, to nie sklep dla Ciebie.' ale ja to przecież wiem! jakbym chciała tu pasować, musiałabym być tanią wersją coco chanel albo coś podchodzącego pod wyobrażenie hipiski przez projektantów. nie, przepraszam, to nie ja. ale czy dlatego muszę widzieć w Waszych oczach pogardę?

sobota, 11 września 2010

dziesięć.

opalenizna? nie, dziękuję. dlaczego po 1000 latach ktoś zarządził, że ciało kobiety musi być opalone. w wakacje większość dziewczyn, tych atrakcyjnych i tych mniej, wyrusza nad morze by złapać kolorek. czasem wracają w odcieniu mahonia, przez co mogą się zlewać z niektórymi podłogami, ale czy to ma jakieś znaczenie? oczywiście, że nie. jestem opalona = każdy chłopak mój? ale okay. wakacje to słońce, a słońce to też często przypadkowa opalenizna. ale solarium? nie jestem w stanie pojąć, po co wchodzić do czegoś co wygląda jak nowoczesna trumna, aby po niewielu minutach wyjść z niej pomarańczowym. chociaż i to czasem za mało, bo oczywiście potem trzeba nałożyć tonę samoopalacza. fujka.
drogie panie, w sumie róbcie co chcecie, ale pamiętajcie, że nie wszyscy uważają opaleniznę za sexy. i nie, nie mówię o mężczyznach, ale właśnie o kobietach, bo cytując nazwę grupy facebook'owej 'pale is much cooler than being orange'. ja się tego trzymam i naprawdę nie chce słyszeć na ulicy 'patrz andżela! jaka ona blada! fuuu.' może jakaś wzajemna akceptacja? jedni lubią być murzynem, a inni arystokratka z XVIII w.